środa, 12 kwietnia 2017

Przejdź się po prostu

 Tu nie bedzie fit rzeczy, nie czekajcie!

Hejak Sklejak!


Na moim asku często wspominam o tym jak ważną częścią mojego życia były spacery (no serio). Mniej więcej od drugiej klasy gimnazjum cały czas  gdzieś chodziłam. Na bibliotekę poświęcałam jakieś dwie godziny czasu, bo tyle mi mniej więcej zajmowało dojście i powrót. A jeszcze uwielbiałam tam siedzieć i wybierać książki.

Miałam wodę, słuchawki i myślałam.

Analizowałam całe swoje życie. Zastanawiałam się jaki jest świat. Jacy są ludzie. No i mogłam mega skupić się na przesłuchiwaniu albumów moich ulubionych artystów.
Wtedy zaczełam zdrowieć. Po takim spacerze, gdzie potrafiłam stracić 600 kcal mogłam coś zjeść. To powoli pozwalało wracać mi do normalności. Zaczynałam wyglądać i zachowywać się jak zdrowa.

No, ale jeszcze nie byłam. Może nawet teraz nie jestem. Znaczy mam nadzieję, że jestem przynajmniej w głowie.

Zawsze wszystkim mówię, że leczenie głowy przeprowadza się samemu. Każdy ma jakiś sposób. Mój był taki. Chodzenie. Długie samotne spacery, gdzie nie chciałam nawet z nikim przebywać i mało osób chciało przebywać ze mną. Bo byłam wtedy straszna. Gorsza niż jestem teraz.
Zrozumiałam wiele spraw. Niektóre były głupie i nieprzydatne. Wtedy tak sobie myślałam. Wtedy też myślałam, że to chodzenie jest zupełnie nieprzydatne.
A było bardzo przydatne.

I teraz za tym tęsknie. W licbazie mam mniej czasu. Nagle znowu mam znajomych, od których się odsunęłam. A oni nie są tacy wysportowani i chętni do ruchu. Do tego to się lepiej robi w samotności.

No i nie mam czasu. Mam dług w mojej ulubionej bibliotece. No i chodzenie jest utrudnione.
Ale staram się. Bo lubię to i muszę pomyśleć nad paroma sprawami znowu.
Chociaż już jest tak dobrze, że nie mogę narzekać.

Więc wasza jedyna nadzieja to spacery. Polecam się.
A tak serio to jeśli coś jest nie tak to znajdźcie sobie czynność, która wam pomaga. I to nie musi być rysowanie piórem pawia na pergaminie starym tuszem z jakieś chińskiej dynastii. Może być coś tak normalnego jak tylko możecie. Ważne, żeby wam pomogło.

Kosiam, Tyna

niedziela, 20 listopada 2016

Bóg nie istnieje

Trochę się mówi o clickbaitach, więc czas zacząć

Hejak Sklejak!

Czas na temat, o którym nie lubię rozmawiać. A raczej czas na temat z działu, o którym nie lubię rozmawiać. Ten dział to: "tematy, które budzą zbyt duże emocje". Skłąda się na niego weganizm, orientacja, patriotyzm itp
(o tym wszystkim tu napiszę, bo mogę)

Ale wracając.
Żebyście w miare wiedzieli na czym stoicie. Wierzę w Boga. Wierzę, że zmartwychwstaniemy. Wierzę, że jest Niebo i Piekło. I w to wszytsko inne dalej.
Wierzę i nie chodzę do kościoła. I nie jestem nie praktykująca. I wcale nie jest tak, że mi się nie chce. Rzadko też nazywam się katoliczką. Prawię wcale.
Bo nie jestem katoliczką. Wyznaję własną religię. Nazwałam ją Tynizm. Wymyśliłam to wczoraj, bo uznałam, że na potrzeby posta trzeba to jakoś ująć. Idealnie pasuje, bo "tynizm" to prawie jak "cynizm".

No więc o co chodzi w Tyniźmie. Wbrew pierwszym skojarzeniu nie wyznaje popularnej wśród nastoletnich ateistów "WiaRY w SIebIE". Po prostu ustaliłam swoje zasady. Zrobiłam takie jakby fanfiction religii.

Najważniejsze w niej to Bog jest dobry. Jeśli kojarzycie Biblie to tam w starym testamencie Bóg to straszny buc i okrutnik. W nowym stwierdza chyba, że trochę się brzydko zachował, ale bucowata natura jest nie do powstrzymania i robi ze swojego syna głównego bohatera. Jeszcze specjalnie tak se zrobił, że ten jego syn to taki bardzo spoko koleś i jego takie niekoniecznie fajne rzeczy jakoś idą w zapomnienie.

W mojej głowie i wierze Bóg to dobry dziadek. Coś na zwór św. Mikołaja i takiego księdza z bajek puszczanych na rekolekcjach.
Mój Bóg wybacza i jest miłosierny. I kocha wszystkich. Nie ważne jaki masz kolor skóry, kogo kochasz, jak wyglądasz, jaki masz status materialny, czy społeczny. Jesteś słyszący, niesłyszący, widzisz lub jesteś niewidomy. Jesteś po prostu jego dzieckiem, które stworzył w sposób idealny. W sumie nawet nie ważne jak go nazywasz. Jahwe, Allach, czy Budda.
Dla Mojego Boga to tylko coś co stworzył człowiek. Jak Kościoł i kościół. Znaczy Kościół to tak z definicji to stworzył Bog, ale tak trochę bardziej to ludzie i św. Piotr.
Dla mnie Kościół sam sobie zaprzecza. Ludzie wchodzący w jego skład się pogubili. Większość, ale nie wszyscy. Jak choćby BP Marek Solarczyk (KLIK), czy ksiądz, który mnie uczył religii w podstawówce (pozdrawiam księdza Bogusia <3)

Co do tytułu postu. Co jeśli Boga nie ma? Nie Mojego Boga. Tylko każdego. Po śmierci nie ma niczego. I CO Z TEGO?
 Użyjmy logiki. Jeśli Bog jest i w niego wierzymy za życia to super. Juhu trafiamy do Nieba. Brawo my!
A jeśli Boga nie ma i po śmierci zjadają nas robale? To w sumie już nas gówno to obchodzi. Składając to wszystko. Nic nie tracimy wierząc.

Kończąc, bo post jest zbyt długi. Pozastanawiajcie się trochę i stańcie się bardziej kreatywni nawet w tej kwestii. Nikt nie powiedział, że religia musi być zamknięta w jakiś ramach. A jak powiedział to pieprzyć go.

Kosiam, Tyna 



niedziela, 13 listopada 2016

Jesienna depresja

Tak serio to nie mam pojęcia, co to "jesienna depresja", ale i tak się wypowiem, bo mogę

Hejak Sklejak

Dziś w nocy spadł pierwszy taki pseudo śnieg. Dlatego to ostatni moment na napisanie tego posta. Bo oczywiście wymyśliłam ten temat już jakiś czas temu. Ale mam problem, żeby się tak super zorganizować i pisać tu jakoś regularnie. ALE JEST COŚ.

Moi znajomi, ludzie w internecie używają terminu jesienna depresja. Taka ich i moja definicja to "bycie smutnym, bo jest zimno, szaro i ogólnie nie fajnie".

I zastanawiam się i zastanawiam no i nadal nie wiem. Czemu ludzie nie widzą piękna w jesienni. Tego jak liście robią się żółte, czerwone i brązowe. Kasztanów, ślicznego nieba. Narzekają na zimno zamiast cieszyć się, że mogą wyciągną z szafy kolorowe płaszcze i kurtki.
Rano kiedy czekam na mój tramwaj jestem jedyną osobą, która ma herbatę w kubku termicznym. W końcu macie okazję spróbować wszystkich ziołowych, owocowych herbat jakie znacie, ale nikt tego nie robi. Serio to pomaga na zimno i napój jest wtedy sto razy smaczniejszy.

W końcu można wyjść z domu nie narażając się na udar od słońca.
Nie rozumiem, bo ja na przykład jaram się szalikami, czapkami i rękawiczkami. W końcu po zbyt długim czasie ubierania się jakbym miała za mało materiału w domu mogę okryć się i opatulić jak chce!

Ale ludzie wokół mnie nie umieją dostrzegać pozytywów, które mają pod nosem. Tylko narzekać i wmawiać sobie smutek spowodowany deszczem i niską temperaturą.

Klimat i nastrój o tej 7 rano kiedy wychodzę z domu jest tak inspirujący, że mam ochotę zabrać aparat i porobić trochę zdjęć (nie wykonalne, ale w jakiś weekend mam taki ambitny plan). Ciepła herbata, odpowiednia muzyka (KLIK), najładniejszy szalik, czapka i rękawiczki jakie macie i jest sto razy lepiej niż w lecie. Przysięgam na mały paluszek.

Przestańcie udawać, że nie ma pozytywów. I narzekać na jesień. To przesłanie na dziś. I ogólnie na sezon jesień-zima.

Kosiam, Tyna

sobota, 24 września 2016

Bądz Szwajcarią

A ty był byś widzem, czy graczem?

Hejak Sklejak!

Razem z Mjełoszem byłam ostatnio na nowym filmie z Emmą Roberts. Oboje ją uwielbiamy, więc pójście na coś nowego z nią było normalne. 
Wyjście wyszło spontanicznie i nie chciało mi się nawet czytać o czym dokładnie jest ten film. Wiedziałam tyle, co miałam w zapowiedzi. Jest gra i wszyscy w nią grają robiąc głupie wyzwania.

Podobało mi się. Chociaż szłam z nastawieniem, że to głupi film dla nastolatek. Bardzo typowy. I w sumie typowo się skończył i wszystko było w nim typowe oprócz jednej sceny.

(teraz będą spojlery, więc jeśli ci przeszkadzają wróć, gdy zobaczysz film)

Jak już wspominałam wyżej ten film mogłabym zaliczyć do kategorii "DLA NASTOLATEK". Jest nieśmiała, nie wyróżniająca się dziewczyna, ma jakieś grono znajomych. Poznaje superhiperekstra niebezpiecznegocoool bad boya i jest love.
Schemat, który każdy kto urodził się w naszym pokoleniu zna

Ale jest jedna scena. Emma (Venus albo jakoś tak) jest na "scenie" z swoim bad boyem i złym bad boyem. Zły bad boy chce ją zastrzelić i pyta tłum i ludzi w sieci. Pyta ich "Zastrzelić ją?". Są dwie odpowiedzi "TAK" i "NIE".
I wybierają "tak".

I ta anonimowa dzicz to wy wszyscy. Ty, twój kolega, hejterzy, fani. To są właśnie "widzowie".  
Gracze to nie tylko fejmy z obserwatorami liczonymi w tysiącach. Nawet ja jestem graczem prowadząc nieznany profil na asku. Pokazuje siebie, swoją twarz. Nie chowam się za nickiem i avatarkiem z tumblr. 

I wiecie mnie ten film utwierdził w takim przekonaniu, że lubię być szaraczkiem. Dla mnie taki jest wniosek. Nie, że zamieniamy się w zwierzęta przez internet. Zawsze nimi byliśmy. Nie ważne, czy w starożytności, średniowieczu, czy nowożytności. Zawsze bawiło nas cierpienie randomowych osób. 
  
Wszyscy łakomi na fejm powinni sobie uświadomić, że właśnie będą w takiej sytuacji jak Venus (czy jak jej tam). O jej "życiu" będą decydować ludzie bez twarzy. Jest ich tak wielu, że nie da się ich zatrzymać. Bycie Szwajcarią jest chyba najlepszym wyjście. Nie być gracze i nie być widzem.

W kinie moim skojarzeniem z tym fragmentem była drama Ator vs. reszta Świata YT. Nagle jeden gracz zwrócił się przeciw drugiemu, a dopingowali mu widzowie. Mógł zrobić wszystko. Zniszyć albo oszczędzić.

W pogoni za lajkami nikt nie liczy się z hejtem. I tu nie chodzi o zlikwidowanie hejtu, bo tego nie da się zrobić. Każda gwiazda, polityk, osoba publiczna, a nawet Jezus byli nielubiani. Jedni to wytrzymali, inni nie. To jest właśnie to, co pozwala się wybić. Odporność na krytykę
 Według mnie musimy nauczyć ludzi z czym to się wiąże. Rozpoznawalność. Nikt nie będzie wam słodzić i was kochał. Będziecie oceniani sto razy surowiej niż wasi rówieśnicy, którzy są tylko widzami.

Zawsze tłum będzie chciał igrzysk. Różni się to, że teraz nie musisz brać w nich udziału :)  

Kosiam, Tyna 

niedziela, 11 września 2016

Śmierć

Zastanawialiście się kiedyś czemu umieramy?

 Hejak Sklejak!

Około miesiąc temu na asku (KLIK) zadałam pytanie na moim profilu. W sumie było już bardzo późno i nie spodziewałam się, że ktoś odpowie, ale znalazło się parę osób. Trochę się zastanawialiśmy i kminiliśmy, bo zapomniałam, że ask to ask. 
Szybko zrobił się bałagan i sama gubiłam się kto, co i kiedy pisze. To był też powód dla, którego otworzyłam bloga. Tu mi się nic nie zgubi i może osoby, które wtedy chciały się wypowiedzieć przyjdą i tu :)

Do rzeczy. 
Czemu umieramy? Przeczytałam "Cmętarz Zwieżąt" Stephena Kinga. Jak w 99% jego książek pojawia się tam temat śmierci, ale jest trochę inaczej przedstawiony. W dużym skrócie pokazuję niesprawiedliwość śmierci i to, że dotyka każdego.

To okrutne, że w życiu pewna jest tylko śmierć. Czemu umieramy? 
Nie pytam o to z jakiego powodu nasz ogranizm przestaje wykonywać funkcje życiowe. To wiem. Staje serce, płuca przestają pracować, brakuje krwi. Zadaję sobie cały czas pytanie czemu musi tak być. 
Czemu w życiu każdego z nas kiedyś zatrzyma się serce, rak zniszczy nasz organizm, albo pijany kierowca rozjedzie cię na drodze? 

Świat jest zrobiony tak dobrze. Mamy brwi, żeby pot nie leciał nam do oczu. Rośliny przeprowadzają fotosynteze, czyli wyczarowują sobie jedzenie. Nietoperze wyczuwają obiekty słuchem! Jaki jest, więc powód tego, że nie możemy korzystać z tych "magicznych rzeczy" wieczność?

Jeśli dziecko zapyta rodzica to usłyszy pewnie, że taki jest krąg życia bla bla coś się kończy coś zaczyna bla bla. 
Nie satysfakcjonuje mnie taka odpowiedź! 
Przeludnienie Świata. Dla mnie to też bullshit. Wszechświat jest nieskończony, więc jest nieskończenie miejsca dla istot żywych.
Docenienie życia. To chyba jak dla mnie ma największy sen. W założeniu umieramy, aby przeżyć życie jak najlepiej. I tu "w założeniu" to słowo klucz, które jak dla mnie też wyklucza tę teorię (chociaż nadal uważam, że w teorii ma najwięcej sensu, ale w praktyce nie działa)

  Co myślicie? Macie jakieś przemyślenia na ten temat? Albo może sami kiedyś zastawialiście się nad tym? Do jakich wniosków doszliście?
 Jestem bardzo ciekawa i mam nadzieję, że sami zastanowicie się na tym.


Kosiam, Tyna

Hejak Sklejak!

Hejak Sklejak!
Tu Tyna.
Parę lat temu założyłam małego bloga w tematyce fandomu, w którym się wtedy obracałam. Już nie istnieję. Usunęłam go, ponieważ tematy jakie tam poruszałam na początku zupełnie mnie nie interesowały. Starałam się go przebranżowić, ale było to dość nie fair w stosunku do ludzi, którzy go zaobserwowali.

Długi czas uważałam, że moja miłość do pisania umarła śmiercią naturalną. Szczególnie, że teraz nie jest dobry czas na angażowanie się w tak czasochłonne zajęcie. Jednak stwierdziłam, że muszę w końcu zdyscyplinować się i wtedy uda mi się prowadzić go w miarę regularnie.

Więc witajcie w pierwszym poście. Bawcie się dobrze w moim nowym, na razie pustym mieszkaniu. Zachowujcie się grzecznie i zostańcie na dłużej.

Kosiam, Tyna